Tak dużej ilości zachorowań nie było jeszcze podczas żadnej z fal pandemii. Braki kadrowe, spowodowane przez zachorowania lub obowiązkowe kwarantanny, już odczuwają pasażerowie transportu miejskiego oraz regionalnego.
Od 31 stycznia Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia (obejmująca 41 gmin) – w tym Katowice, Tychy, Bytom czy Mysłowice – wprowadzi zmiany w siatce połączeń. Podobnie jest w Lublinie, Opolu, Poznaniu czy Łodzi. Wszystko za sprawą pogarszającej się sytuacji epidemicznej powodującej lawinę zakażeń COVID-19 wśród pracowników transportu, nałożone kwarantanny czy izolacje, a także choroby, które wskutek utrudnionego dostępu do lekarzy i możliwości leczenia w czasie pandemii stały się schorzeniami przewlekłymi.
Ciężką sytuację pracowników odczuwają pasażerowie, którzy muszą się oni liczyć z wieloma niedogodnościami. Przewoźnicy już ograniczają liczbę kursów. Takie decyzje podejmują nie tylko przewoźnicy miejscy, ale również regionalni. Łódzka Kolej Aglomeracyjna podjęła decyzję o zwieszeniu kursowania części pociągów, niektóre z nich mają wrócić na tory dopiero12 marca. Skali utrudnień nie zmniejszyły nawet tzw. strefy ochronne dla kierowców (uniemożliwiają pasażerom korzystanie z przednich drzwi czy zakup biletu u prowadzącego pojazd).
– Od początku pandemii za sterami branży transportowej siedzi covid i znacząco wpływa na jej funkcjonowanie oraz bardzo zagraża pracownikom tego sektora, każdego dnia narażonym na zakażenie koronawirusem. Jest to bowiem branża, która ze względu na pracę możliwą jedynie w formie stacjonarnej wymaga codziennego kontaktu z ludźmi, a tym samym narażenie na zakażenie i kwarantannę. Covidowego zagrożenia trudno uniknąć, nawet mimo środków ostrożności wdrożonych przez przełożonych i przestrzeganie obowiązujących obostrzeń sanitarnych – mówi Cezary Maciołek, prezes Grupy Progres.
Sytuacji przewoźników nie poprawiają braki kadrowe, który występowały już przed rozpoczęciem pandemii. Według raportu Związku Pracodawców „Transport i Logistyka Polska” oraz PwC, szacunkowo na rodzimym rynku brakuje ok. 200 tys. zawodowych kierowców. Również na kolei wzrasta zapotrzebowanie na wykwalifikowaną kadrę, poszukiwani są pracownicy bezpośredni związani z prowadzeniem pociągów, jak maszynista czy dyżurny ruchu, wolne miejsca pracy są także na pozostałych ważnych stanowiskach regulowanych, m.in. automatyk sterowania ruchem kolejowym, rewident, zwrotniczy i ustawiacz.
– Jesteśmy w momencie permanentnej rekrutacji. Braki kadrowe dotykają zarówno organizacje działające w transporcie drogowym, jaki i morskim, lotniczym czy kolejowym, dotyczą one przewozów pasażerskich, a także transportu towarów. Poszukiwani są kasjerzy, konduktorzy czy pracownicy dworców, których trudno pozyskać, bo kandydatów zniechęcają m.in. oferowane zarobki oraz warunki pracy wymuszające stały kontakt z ludźmi czy wykonywanie obowiązków w trybie zmiennym. Na wagę złota są również specjaliści, a chętnych na takie stanowiska też brakuje – zaznacza Cezary Maciołek.
Sytuacja w wielu sektorach nie jest wesoła, co potwierdzają działania Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, które rozesłało komunikat do operatorów infrastruktury strategicznej. Ostrzega w nim, że nawet 30 proc. pracowników nie będzie mogło pojawić się w miejscu pracy.
– Pasażerowie muszą uzbroić się w cierpliwość, bo utrudnienia w kursowaniu komunikacji miejskiej czy krajowej mogą nadal rosnąć. Pociągi, autobusy czy tramwaje nie będą funkcjonowały zgodnie z rozkładem jazdy, bo nie będzie miał ich kto obsługiwać. Co obserwujemy już w wielu regionach Polski – mówi ekspert.